Dzisiaj postanowiłem sprawdzić inną okoliczną trasę.
Z początku wydawało się bardzo spoko, co prawda zimno i lekko wiało, ale jechało się przyjemnie. Średnią wtedy miałem ok. 27 km/h. Jednak około dziesiątego kilometra zaczął się nasilać wiatr północno - zachodni. W pewnym momencie złapała mnie śnieżyca i było bardzo zimno, i nieciekawie. Po przejściu opadów wiatr jednak nie przestał padać i dzięki dwóm mocnym podmuchom dwa razy leżałem. Cudem mi się nic nie stało, bo za pierwszym razem lekko puściłem kierownicę i nagle przeleciałem nad nią (na szczęście bloki się wypięły z pedałów) a za drugim razem po prostu położyło mnie na bok - to już na asfalt. Ale rower cały, ja też, więc spoko, później jakoś do domu się doczołgałem z prędkością 15 na godzinę.