I Supermaraton Jastrzębi Łaskich
Poniedziałek, 13 czerwca 2011
· Komentarze(1)
Kategoria Szosa 50-100 km, Wyścigi
Super impreza, bardzo dobrze przeprowadzona organizacyjnie i bardzo dobre nagrody.
Zostałem wystawiony w 13 grupie jako pierwszy z szosowców jadących na dystansie mini. Przez pierwsze 15 km jechaliśmy we dwóch na zmianach z gościem na MTB ok. 30 km/h mając jednego gościa siedzącego na kole i niedawającego zmian.
Później doszła nas grupa szosowców która jechała z dużą średnią i bardzo mocno szarpało. Wcisnąłem się na koło i tak jechałem do przejazdu kolejowego, na którym na nasze szczęście przejeżdżał akurat pociąg. Poczekaliśmy 3 minuty i ruszyliśmy dalej. Grupa licząca teraz ok. 30 osób (trochę osób dojechało na przejeździe) jechała mocnym, szarpanym tempem i na ok. 35 km zerwali mnie i zostałem.
Powlokłem się ok. 5 km sam aż dogoniło mnie dwóch chłopaków z którymi jechałem na początku. Przejechaliśmy tak ok. 5 km aż doszła nas następna grupa gości na szosach. Podpięliśmy się pod nich i niestety na 53 km na podjeździe - zerwali mnie. Próbowałem jeszcze łapać kontakt ale nie było szans. Serce mi już szalało przy pulsie w granicach dziewięćdziesięciu kilku procent maxa więc odpuściłem.
Na punkcie żywnościowym wziąłem tylko banana bo picie jeszcze miałem w bidonie. Ostatnie 30 km to jazda z kilkoma ludźmi, łapanie kół tych co mnie mijali i ciągniecie tych wolniejszych :) ok 10 km przed metą doszedł mnie jeden z gości na szosie z którym startowałem w grupie, a który został gdzieś na początku i uznałem że nie mogę z nim przegrać. Dojechałem z nim do Łasku dając mniej więcej równe zmiany i ok. 2 km przed metą zerwałem się zostawiając go z tyłu i skończyłem jakieś 15 sekund przed nim.
Z wyniku jestem zadowolony, to moja pierwsza taka impreza w życiu. Celem było dojechać przed 13, dojechałem o 12:53 więc super :)
Zostałem wystawiony w 13 grupie jako pierwszy z szosowców jadących na dystansie mini. Przez pierwsze 15 km jechaliśmy we dwóch na zmianach z gościem na MTB ok. 30 km/h mając jednego gościa siedzącego na kole i niedawającego zmian.
Później doszła nas grupa szosowców która jechała z dużą średnią i bardzo mocno szarpało. Wcisnąłem się na koło i tak jechałem do przejazdu kolejowego, na którym na nasze szczęście przejeżdżał akurat pociąg. Poczekaliśmy 3 minuty i ruszyliśmy dalej. Grupa licząca teraz ok. 30 osób (trochę osób dojechało na przejeździe) jechała mocnym, szarpanym tempem i na ok. 35 km zerwali mnie i zostałem.
Powlokłem się ok. 5 km sam aż dogoniło mnie dwóch chłopaków z którymi jechałem na początku. Przejechaliśmy tak ok. 5 km aż doszła nas następna grupa gości na szosach. Podpięliśmy się pod nich i niestety na 53 km na podjeździe - zerwali mnie. Próbowałem jeszcze łapać kontakt ale nie było szans. Serce mi już szalało przy pulsie w granicach dziewięćdziesięciu kilku procent maxa więc odpuściłem.
Na punkcie żywnościowym wziąłem tylko banana bo picie jeszcze miałem w bidonie. Ostatnie 30 km to jazda z kilkoma ludźmi, łapanie kół tych co mnie mijali i ciągniecie tych wolniejszych :) ok 10 km przed metą doszedł mnie jeden z gości na szosie z którym startowałem w grupie, a który został gdzieś na początku i uznałem że nie mogę z nim przegrać. Dojechałem z nim do Łasku dając mniej więcej równe zmiany i ok. 2 km przed metą zerwałem się zostawiając go z tyłu i skończyłem jakieś 15 sekund przed nim.
Z wyniku jestem zadowolony, to moja pierwsza taka impreza w życiu. Celem było dojechać przed 13, dojechałem o 12:53 więc super :)